Smoczy pierścień

Nazwałam go "smoczym pierścieniem" z dwóch powodów" - jeden to taki, że jego zdobienia są tak stylizowane, że przypominają wyglądem skórę chińskich smoków - i nic dziwnego - bo pierścień pochodzi z Chin - ojczyzny smoków (i to jest drugi powód dlaczego go tak nazwałam).

Pierścionek pochodzi z lat siedemdziesiątych z warszawskiego sklepu Chinka. Sklep już nie istnieje, ale do lat 80. był to sklep okazały - w wielce atrakcyjnym miejscu w Alejach Jerozolimskich, sprowadzano tam bezpośrednio z Chin wszelakiego rodzaju cudeńka m.in. biżuterię. Mimo że wszystkie sklepy były wtedy państwowe, rzeczy z Chinki były jednak horrendalnie drogie. Ale też były doskonałej jakości.

Ten pierścionek proponowano mi kilka razy, nie chciałam się na niego zdecydować, bo już właściwie mam owalny turkus (zresztą bardzo ładny). W końcu jednak uległam jego czarowi, bo trzeba przyznać że turkus w nim jest prawdziwym gigantem (dla porównania skali stawiam obok mój drugi owal z turkusem, który jest przecież duży).

A turkus w "smoczym pierścieniu" jest nie tylko duży, ale też niezwykłej czystości i barwy - przepiękny - lepiej widać to na tych zdjęciach w świetle dziennym.
Pomyślałam, że będę go nosić do bransolety z chryzokolą, która ma również owalne kamienie.

Przy okazji - bransoleta leży na oryginalnym haftowanym, jedwabnym pudełku z Chinki, tak charakterystycznym dla tamtych stron. Jest to prawdziwy jedwab, a nie tak jak we współczesnej masowej produkcji poliester. Piszę o tym pudełku, ponieważ ten pierścionek z dawnych lat zachował się razem z oryginalnym opakowaniem. Taki miły bonusik i świadectwo, że ceny, które dyktowała Chinka miały uzasadnienie w solidności i jakości do ostatniego szczegółu :)